Translate

niedziela, 14 kwietnia 2013

Trochę mojej liryki part 4

Dawno nie publikowałam żadnego wiersza 
więc
PROSZĘ :D
NIE PRZESTRASZCIE SIĘ
nie mam zamiaru się zabić
( na razie huehue)  






Zostałam sama
W mych czterech ścianach
Nie ma nikogo
Kto byłby ze mną
Nie ma rodziny
Nie ma znajomych
Nie ma do kogo 
Pomachać ręką
Siedzę i milczę
bo nie ma 
z kim mówić
Siedzę i płaczę
Bo nikt nie patrzy
Nikt się nie troszczy
Nie potrzebuje
Ja siedzę sama
Mówię do siebie
Mówię do ciszy

Osamotniona
Samotnią skrzywdzona
Krzywdzę się sama
Żyletką ostrą
Nikt nie patrzy
Nikt nie słucha
Wrzasku
Nie widzi
Krwi 
Płynącej stróżką
Prostą

środa, 10 kwietnia 2013

Rozdział 2

Hejo wszystkim .
 Tym razem pełny rozdział bo jest taki dziwny, że nie byłam w stanie go podzielić na dwa :(
    Jeśli zauważycie jakieś orty to piszcie ;P bo padam z nóg i nie zwróciłabym uwagi na "jurz" hehe.
Łapcie fają nutę, która mnie już miesiąc prześladuje :D

___________________________________________
                                         Rozdział II
Stanęłam na równe nogi i oparłam się o ścianę. Nic nie widziałam przez lecące strumieniami zły. Ktoś włożył mi do ręki chusteczkę higieniczną i chwycił za bark. Przetarłam twarz i spojrzałam nieprzytomnym wzrokiem prosto przed siebie.
- Nic ci nie jest? – spytał się owy chłopak , który powstrzymał mnie przed upadkiem. O Jezu, to nie chłopak to bóg. Jego czarne oczy błądziły po moim ciele dokonując oględzin, a krótkie kręcone włosy co chwila podnosiły się, kiedy marszczył czoło.  Musiałam wyglądać okropnie z potarganymi włosami i spuchniętymi oczami.
- Halo ! Słyszysz mnie? Nic ci nie jest ?- zapytał ze strachem w glosie.
- Nie, wszystko w porządku- odparłam , próbując zdobyć się na uśmiech. Musiało  to komicznie wyglądać bo zaśmiał się cicho i pokręcił głową.
- Muszę już iść. Uważaj na siebie mała kaskaderko. – uśmiechnął się do mnie i odszedł .  Stałam jeszcze przez chwile w tym samym miejscu i patrzyłam za znikającym półbogiem. Kiedy zniknął z pola widzenia. Odwróciłam się i poszłam do pokoju. W tej właśnie chwili postanowiłam uciec z bidula, porzucić swoje dotychczasowe życie i skończyć z kłamstwami. Chciałam zacząć wszystko od początku.
 Wzięłam długi prysznic, wysuszyłam włosy i pomalowałam oczy. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej moją wielką torbę treningową i zaczęłam wkładać do niej moje ubrania. Kiedy już skończyłam, rzuciłam się na łóżko i wtuliłam głowę w poduszkę. Oddychałam głęboko aby nie spanikować. Po dłuższej chwili , pożegnałam się w myślach ze wszystkimi  osobami, z którymi spędziłam dotychczasowe życie. Już więcej ich nie spotkam.
      Z rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi .
- Proszę. – odpowiedziałam i wsunęłam torbę pod łóżko. Drzwi otworzyły się i do pokoju weszła siostra Maria , a za nią mój nowy, nieziemsko przystojny znajomy . Uśmiechnęłam się do niego , ale od razu spochmurniałam, bo odezwała się siostra .
- Annie, to jest Gabriel. – Gabriel , jak archanioł . Nie zdziwiłabym się gdyby nim był. W końcu dzisiaj dowiaduje się tylu niemożliwych rzeczy, że takie wiadomości wcale by mnie nie zdziwiły . – Jest taki jak ty i… taki jak ja.- Dodała i spuściła głowę. Nie zdziwiłam się tym wcale. Zauważyłam go już wtedy, kiedy zawołała mnie do swojego gabinetu.- Proszę cię, spakuj najpotrzebniejsze rzeczy i zejdź na dół. Gabriel pojedzie z tobą do głównej świątyni. – I z mojej ucieczki nici. W sumie to nic. Nie przeszkadzała mi perspektywa podróży w jego towarzystwie.- Resztę rzeczy przywiezie ci kurier , kiedy  już wszystko ustalimy. To my już nie przeszkadzamy . Gabriel będzie czekał w stołówce. A, i jeszcze jedno. – Podała mi pudełko wielkości mniej więcej książki i uśmiechnęła się niepewnie , po czym otworzyła drzwi – Choć Gabriel- i wyszła zamykając je za sobą.
Opadłam na łóżko, waląc w nie pięściami. Wzięłam poduszkę i  rzuciłam nią o podłogę. Po chwili szamotaniny z samą sobą opadłam z sił i położyłam się spokojna i zrezygnowana. Leżałam w bezruchu  wpatrując się w sufit. W uszach szumiał mi ryk przejeżdżających po drodze samochodów.
 Wzięłam leżącą na nocnej szafce przesyłkę. Rozpakowałam ją i znalazłam nowiutki smartfon z kolorową obudową , kartą sim i doładowaniem wartym 200 dolarów. Nigdy nie widziałam tylu pieniędzy z bliska, a co dopiero posiadać je  w formie doładowania do telefonu. Na tylniej obudowie telefonu znajdowała się mała samoprzylepna. „ Myślę, że taki na razie ci wystarczy. Zapisałam na nim mój numer telefonu. Mama”.
No super. Prezent. Co ona sobie myśli? Że przekupi mnie telefonem? Jeśli chce mnie przekonać chociażby do rozmowy, musi się bardziej postarać.
- Gotowa?- do pokoju wszedł Gabriel.
- Tak. Ale dasz mi jeszcze chwilkę?- spytałam i wysłałam mu najsłodszy uśmiech na jaki byłam w stanie się teraz zdobyć.
- Mogę wziąć twoją walizkę?
- Jasne.
-Będę czekał przy samochodzie.- posłał mi ciepły uśmiech i zniknął za drzwiami .
Poprawiłam fryzurę i poszłam do siostry Mai, aby się z nią pożegnać.
- Szczęść Boże siostro. Ja….- nie zdążyłam nic więcej powiedzieć bo siostra przyciągnęła mnie do siebie i uściskała.
- Będzie nam tutaj ciebie brakować.- uśmiechnęła się smutno.- Napisz czasami list albo przyjedz .
- Oczywiście. Nigdy o was nie zapomnę. – zobaczyłam jak siostrze Marii zaczynają płynąć łzy. Otarła je rękawem i podała mi kanapki.
-  Pomyślałam, że zrobię wam coś na drogę.
- Dziękuje siostro. Jest dla mnie siostra jak babcia.- teraz ja zaczęłam płakać. Przytuliłam się ostatni raz, a siostra gładziła moje włosy i uspakajała mnie. Po chwili do jadalni wpadł młody Robert i przytulił się do moich nóg.  Ściskał z całych sił i cicho pochlipywał.
- Robercie, nie płacz.  Jeszcze się spotkamy. – uśmiechnęłam się do niego i przytuliłam z całych sił. Czułam się przywiązana do tego słodkiego sześciolatka. Kupowałam mu czekoladę , przytulałam kiedy myślał o swoich rodzicach. Trudno mi będzie przyzwyczaić się do tego, że nie będzie go w pobliżu.
Do jadalni wszedł Gabriel. Kiedy zobaczył małego chłopca przytulającego się do mnie, uśmiechnął się i przystanął w drzwiach. Po chwili ruszył z miejsca w naszą stronę.
- No dobra, musimy się zbierać. A dla ciebie mam coś specjalnego.- powiedział i wyciągnął wielką tabliczkę czekolady i wręczył Robertowi. Ucieszony chłopiec puścił mnie i stanął jak wryty wpatrując się ze zdziwieniem to na Gabriela, to na czekoladę. W końcu skinął z wdzięcznością głową i zniknął gdzieś za drzwiami.
- No no, widzę  że masz rękę do dzieci.- zauważyłam.
- Nie chcę się chwalić , ale mam poniekąd doświadczenie. Dwoje młodszego rodzeństwa. No wiesz … - właśnie, że  nie wiem. Nie mam rodzeństwa, ani jakiejkolwiek innej rodziny.
- To ja poczekam przy samochodzie. Pożegnaj się i w drogę. – zmieszany wyszedł z jadalni.
- To do zobaczenia. – powiedziałam siostrze Mai.
- Do zobaczenia moje dziecko. Będę się za ciebie modlić.
- Dziękuje, to naprawdę wiele dla mnie znaczy. – tak naprawdę nie byłam pewna czy wierzę w tego całego Boga.  Nigdy w życiu się nie modliłam. Naprawdę nigdy. Kiedy kazali nam to robić, nuciłam pod nosem jakieś stare kawałki, zasłyszane w szkolnym autobusie.
Kiedy wyszłam z całego kompleksu zauważyłam Gabriela palącego papierosa przy czarnym sportowym samochodzie.
- A myślałam, że jesteś doskonały. A tu proszę, taki paskudny nałóg.
- Ja doskonały? Źle trafiłaś.- oparł się o samochód i wpatrywał się we mnie.- O czymś zapomnieliśmy. A, już wiem. Gabriel jestem.- mówiąc to podał mi rękę i uścisnął. Jego dłoń była ciepła i przyjazna w dotyku. Miała w sobie nieco męskiej szorstkości, ale zarazem była wrażliwa jak u chłopca.
- Annie.- odpowiedziałam.- Ale znajomi mówią na mnie Ann.
- Dobrze Ann, wsiadajmy i w drogę, bo w takim tempie nie wyjedziemy stąd do jutra.
            Ostatni raz popatrzyłam na sierociniec i usiadłam w samochodzie. W tym właśnie momencie pożegnałam swoje dotychczasowe życie i zaczęłam nową przygodę.

czwartek, 4 kwietnia 2013

Rozdział 1 cd.


Jeszcze nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Zwykle wyglądała jakby z łatwością udźwignąć wszystkie trudy świata. Dzisiaj wydawało się, że upadła. Pobiegłam z kołatającym w piersi sercem. Przed drzwiami gabinetu przystanęłam i wyrównałam oddech. Po pięciu głębokich wdechach sięgnęłam za klamkę , otworzyłam drzwi i odnalazłam twarz siostry. To , co w niej zobaczyłam…  Nie widziałam czegoś takiego u nikogo. Zmęczenie, zmieszanie, ból , troska i współczucie . Kiedy odnalazła mój wzrok, uśmiechnęła się gorzko.
- Siądź moje dziecko- powiedziała wstając z barokowego, monumentalnego krzesła- Muszę ci coś wyjaśnić – podeszła do wielkiego przyciemnianego okna z widokiem na dziedziniec i zamilkła, zostawiając mnie w ciszy, w której słyszałam własne myśli, emocje i lęki.... 


      Stała i wpatrywała się w dal za oknem.  Kiedy odwróciła się tak, ze byłam w stanie dostrzec jej twarz zobaczyłam coś, co pozbawiło mnie tchu. Nad prawym okiem, dokładnie w tym samym miejscu co u mnie, znajdował się wielki i wyraźny znak. Nie był taki jak mój. Był o wiele wyraźniejszy . W tym samym momencie odwróciła się przodem do mnie, ale nie podnosiła głowy. Wyglądała jak dziecko w szkole, okazujące skruchę przed nauczycielem. Nie zwracając uwagi na moje zdziwienie , podeszła do kominka.
Spojrzała na zwęglone kawałki drewna, po czym sięgnęła po kopertę. Na kopercie widniała pieczęć, która przypominała te słynne pieczęcie potwierdzające bulle papieską  czy dekret królewski .
Siostra podeszła do mnie , założyła ręce na plecy i zgarbiła się, jak to mają w zwyczaju starsi i chorzy ludzie. Popatrzyła na mnie skupionym wzrokiem.
- Muszę ci to dać.- powiedziała i wręczyła mi ową kopertę, która z bliska zdawała się być jeszcze piękniejszą niż wcześniej. Jednak pieczęć różniła się od wszystkich mi znanych . Zamiast widocznego i dumnego herbu lub symbolu, widniała mała , ale szczególnie majestatyczna litera a, którą dostrzegłam wówczas kiedy przyjęłam przesyłkę do rąk.
- Ten list został napisany przed piętnastoma laty. Napisała go...- powiedziała i zrobiła pauzę – twoja matka. 
   Mówiła coś jeszcze, ale nie słyszałam nic więcej. Napisała go twoja matka. To zdanie głucho obijało mi się w głowie. Patrzyłam tępo w kopertę, w której znajduje się list napisany przez moją matkę. Z niecierpliwością rozdarłam kopertę. A list brzmiał tak:
„ Droga Annie.
 Ubolewam nad tym, że nie miałyśmy nigdy okazji się poznać. Proszę , nie wiń mnie , że cię porzuciłam . Nigdy bym tego nie zrobiła, jeśli nie byłoby to konieczne.  Ale nie mogłam postąpić inaczej. Urodziłaś się w burzliwych czasach, kiedy to kościół stwierdził , że wynalazł broń na stwory ciemności, a nas próbował unicestwić.  Pewnie zastanawiałaś się, nad twoją blizną . Otóż to nie blizna, to  symbol. Ale dość wyjaśnień. Jeśli to czytasz, to zapewne w najbliższym czasie ukończysz szesnaście lat, co znaczy, że wkrótce się spotkamy. Czekam na ciebie moja najdroższa córeczko. Już za niedługo będę mogła cię przytulić, już za szesnaście lat...           
                                                                                     Kocham Mama”
 Patrzyłam tępo w ścianę. Przez tyle lat myślałam , że jestem sama na świecie, że nie mam nikogo bliskiego. Poczułam stróżkę łez na twarzy. Siostra Maria podeszła do mnie, podała mi paczkę chusteczek, usiadła obok i objęła mnie. Zamknęłam  oczy. Poczułam się oszukana. Rozpętała się we mnie burza. Mam matkę. Mam matkę, może i ojca też. Wstałam szybko i popatrzyłam z wyrzutem na siostrę.
- O wszystkim zawsze wiedziałaś.- powiedziałam, a raczej krzyknęłam.- zawsze żyłaś ze świadomością, że mam matkę, dlaczego nic nie powiedziałaś?
- Annie poczekaj ! Usiądź ! Posłuchaj!
-Nie, nie usiądę- zaczęłam chodzić tam i z powrotem.
- Chciałam, chciałyśmy razem z twoją matką cię ….. – nie zdążyła dokończyć zdania, bo wybiegłam z pokoju , zatrzasnęłam drzwi i pobiegłam w dół  krętymi schodami. Nie panując nad własnym ciałem upadłam na twarz. A właściwie prawie upadłam. W porę znalazł się przy mnie jakiś chłopak. Ale jaki? O rany , to nie był dobry moment w moim życiu na zawieranie nowych znajomości...



poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Uwaga!!

Uwaga!!!
Dla wszystkich czytających tego bloga.
Od dzisiaj możecie znaleźć mnie także pod tym adresem .
Bloga prowadzę z koleżankami.
                                                                                         KlauDie

Alfa i Stwory Ciemności


                                                        Rozdział I
Obudziłam się z bólem w plecach. Nie było  to dla mnie nowością i przyzwyczaiłam się do niego. W końcu od piętnastu lat kładę się i wstaje  z tego samego twardego łóżka.  Wszystkie siostry, z którymi mam kontakt twierdzą, że dzięki niemu mogę lepiej skupić się na modlitwie, ale jak dla mnie, daje mi tylko pretekst aby ponarzekać na surowość tego miejsca i panujące w nim spartańskie warunki. Zwlekłam się z posłania i podeszłam do kamiennej umywalki wypełnionej czystą i okropnie zimną wodą. Przejrzałam się w spokojnej tafli wody i ujrzałam swoje odbicie. Jak zwykle próbowałam  ocenić czy jestem ładna i mam jakiekolwiek szanse na znalezienie normalnego chłopaka. Nie oszukujmy się, moi dotychczasowi partnerzy nie grzeszyli inteligencją. Zawsze kiedy o tym myślę i nabieram przekonania, że jednak mam jakiekolwiek szansę, spostrzegam TO. A mianowicie ogromną bliznę nad prawym okiem. Niegdyś malutka, wyglądająca jak drobny punkcik , teraz wielka i nie do przegapienia, przypomina literę czy znak. Im starsza jestem , tym wyraźniejszy kształt przybiera skaza. Siostra Maria każe zakrywać mi ją w obawie, że stanę się obiektem drwin i napastowań moich szkolnych pseudo kolegów.  Moje gęste kasztanowe i długie włosy idealne nadają się do kamuflowania blizny.
Obejrzałam się za siebie i ujrzałam dwa puste łóżka. Należały do moich współlokatorek, dwóch młodszych o rok i oziębłych suk. Pewnie siedziały w kaplicy na mszy razem ze wszystkimi  siostrami. Lizusy. Z całego sierocińca, w którym znajduje się pięćdziesięcioro sześcioro dzieci, tylko  te dwie nie migają się od  nabożeństw.  Bynajmniej nie oznacza to, że są gorliwymi chrześcijanami .
Po porannej toalecie udałam się do kuchni po kanapki, przygotowane przez siostrę Maję, starszą i dobrą kobietę, która jest w takim wieku, że mogłaby być moją babcią.  Wymieniłam z nią kilka zdań, a ta posłała mi pokrzepiający uśmiech. Zdawała się mówić, nie martw się wszystko będzie dobrze. Ale czym mam się martwić? Jest wiosna, ptaki ćwierkają , wszystko budzi się do życia. Udałam się do biblioteki, gdzie zazwyczaj przesiadywał szofer naszego szkolnego autobusu. Przychodziłam zawsze pół godziny wcześniej, bo lubiłam rozmawiać z tym przezabawnym i nieziemsko przystojnym czterdziestolatkiem.        
Jednak tego dnia nie zastałam go . Zamiast niego czekała na mnie siostra Anastasia, wysoka kobieta , o dźwięcznym i władczym głosie. Dzisiaj jednak stała przygarbiona , a głos miała łamiący.
-Annie, dzisiaj nie pojedziesz do szkoły. Masz na natychmiast iść do gabinetu siostry Marii. Czeka na ciebie.
- Ddd….dobrze siostro .  – wydusiłam z trudem……