Hejka, to znowu ja KlauDie. Zastanawiam się jaki jest sens egzystencji tego bloga w internetach skoro i tak nie dodaje na nim żadnych postów od ponad trzech miesięcy. Możliwe, że powodem jest mój drugi blog, który pochłania teraz większość mojego wolnego czasu przeznaczonego na blogspota. Jedak coś we mnie nie pozwala mi się go pozbyć. Miałam zamiar powrócić z innym, lepszym opowiadaniem, ale nie jestem w stanie wymyślić czegoś, co zasługiwałoby na publikacje.
Dlatego muszę teraz przeczekać te parę dni, które dzielą nas od nowego roku szkolnego i zabrać się do pisania. Mam nadzieje, że nowi poznani ludzie i nowe miejsce staną się dla mnie inspiracją do dalszej pracy.
Może w końcu przestanie to być gimnazjalna opowieść, a stanie się historią człowieka cogito.
Witam serdecznie i przepraszam, że musieliście czekać. Fragment dosyć krótki, ale lepsze to niż nic :D
Jechaliśmy
przez chwilę gładką drogą, by po chwili zjechać w alejkę wybrukowaną kocimi
łbami. Przypomniało mi się, że Gabriel mówił mi coś o swoim wieku i z tego co
pamiętam, ma tyle lat co ja, więc..
-Jakim
prawem prowadzisz samochód? Nie mów mi, że nie masz prawa jazdy! – popatrzył na
mnie ze zdziwieniem, ale po chwili pojął o co mi chodzi.
-Wiesz, to
nie takie trudne obejść przepisy. Wystarczył mi dowód i małe kombinacje w
peselu żeby dopuścili mnie do egzaminu. Aha, mam coś dla ciebie.- z kieszeni
wyjął biało-czerwoną plakietkę i wręczył mi ją.
- No, to
teraz ty także jesteś pełnoletnia.- uśmiechnął się do mnie ukazując rząd idealnie równych i białych
zębów. Obejrzałam dokument bardzo dokładnie. Na plakietce widniała data 3
kwietnia 1995. Poczułam nieopanowaną radość. W czasie kiedy ja byłam zajęta
dokładnym studiowaniem dowodu, Gabriel skręcił gdzieś i znaleźliśmy się na
brukowanym dziedzińcu ogromnej kamienicy.
-Jesteśmy na
miejscu. Przygotuj się na serię pytań i nie zapomnij, że tam musisz rozmawiać
po polsku.
- Że co? Ledwie
znam podstawy.
- Nie bój
się. Będę cały czas przy tobie. Ale staraj się mówić jak najlepiej, to
pozytywnie wpłynie na twoją ocenę.
- Dobra, już
mnie nie strasz. Możemy tam po prostu wejść? Chcę to mieć za sobą.
Podeszliśmy
do dębowych drzwi. Gabriel zapukał, a ja miałam ochotę uciec i wrócić do
cichego i monotonnego życia w przytulnym sierocińcu w Anglii.
Drzwi otworzył nam starszy człowiek,
w schludnym stroju kamerdynera. Jego głowa pokryta była rzadkimi białymi
włosami. Nad prawym okiem miał dobrze mi znaną bliznę.
-Witaj
paniczu Gabrielu.-odezwał się nadzwyczaj silnym głosem, o który go nie
podejrzewałam.
-Ty musisz
być panną Anią.
- Tak, to
ona. A teraz weź płaszcze Herbercie i zamknij
drzwi bo strasznie wieje.- Gabriel chwycił mnie pod ramię i wprowadził do
bogatego salonu z przepięknymi ikonami i obrazami. Znajdowały się tam takie
dzieła, że Wersal mógłby się zawstydzić. Kiedy weszliśmy do pokoju, a właściwie
olbrzymiego salonu, gwar rozmów ucichł i przywitała nas nieprzyjemna cisza…
Hejka wszystkim, mam do was informacje :D
Po pierwsze jestem chora (to chyba mało kogo interesuje)
A po drugie założyłam nowego bloga kilk
Blog jest o mnie, a właściwie o tym co się dzieje ze mną , a dokładnie w mojej głowie i duszy.
Jest to taki mój spowiednik. Piszę tam to co aktualnie myślę, jaki mam problem itp.
Może dzięki niemu lepiej mnie poznacie ;D
Jeśli oczywiście chcecie mnie poznać.
Ciao!
Samochód toczył się żółwim tempem po autostradzie. Wychyliłam
głowę przez okno i zaczęłam wdychać brudne i ciężkie powietrze zmieszane z
trującymi oparami samochodowymi . Kiedy znużył mnie widok ciągnących się
w nieskończoność białych linii oddzielających dwa pasy jezdni, rozłożyłam się
wygodnie na fotelu i włączyłam radio. Gabriel popatrzył na mnie zdziwionym
wzrokiem.
- Myślałem że boli cię głowa .- Patrzył na mnie
tym swoim cudnym troskliwym spojrzeniem . Znaliśmy się dopiero niecałe pół
dnia, a troszczył się oknie jak o księżniczkę . A może ja jestem księżniczką?
Nie zdziwiłoby mnie gdyby oznajmił mi, że jesteśmy kosmitami i przybyliśmy na
ziemie w celu kolonizacji układu słonecznego. Byłabym skora mu uwierzyć
. W radiu leciała jakaś muzyka w stylu country. Przełączyłam na następną
stacje, ale tu było słychać tylko niewyraźnie głosy dwóch prezenterów zza
trzeszczącej zapory. Kłócili się o rolę
kościoła i znaczenie dla przyszłych pokoleń. Nudy. Na następnych kilku stacjach
nie było słychać nic , dlatego postanowiłam wyłączyć radio i zająć się
bezproduktywnym wsłuchiwaniem się w ryk silnika.- Wiec, gdzie jedziemy? - spytałam się Gabriela.
Z powodu braku doświadczenia nie potrafiłam flirtować , dlatego zaczęłam
rozmowę od czegoś co może mi się przydać .- Nie wiem.- odpowiedział i uśmiechnął się
do mnie.- Jak to nie wiesz? Nie jedziemy tam ,
skąd przyjechałeś ?- Nie, to byłoby zbyt wiadome dla kardynała .- Dla jakiego kardynała ?- spytałam z
niedowierzaniem w glosie. Przed chwilą wyjechałam z sierocińca prowadzonego
przez siostry zakonne, a już mam na pieńku z jakimś kardynałem ? - Nie martw się. Jestem wtajemniczony już od
paru lat, ale do tej pory nierozumiem
wielu rzeczy . Ale wydaje mi się, ze twój przyjazd dużo wyjaśni i jesteś jakąś
podpowiedzią. Inni wiedzą o wiele więcej, ale nie powiedzą do czasu, aż będą w
stu procentach pewni, że można nam ufać. - A... Co już wiesz? - spytałam i popatrzyłam mu
prosto w oczy. Patrzyliśmy na siebie przez chwile. Z odrętwienia wyrwała
nas nadjeżdżająca ciężarówka , która z rykiem przejechała obok nas. - Ann, nie będę ci tego tłumaczył. Za dużo tego.
Oni ci wszystko przekażą. Pokażą odpowiednie księgi i opowiedzą legendy. - Skoro tak mówisz...- rozmowę przerwał nam
telefon. A dokładnie MÓJ telefon. - Słucham. - Annie, to ty? - Tak, ale kto mówi? - Przekaż telefon Gabrielowi. - podałam telefon
i zaczęłam się zastanawiać kto mógł do mnie dzwonić. Był to męski głos. Bardzo
niski męski głos. Po paru odpowiedziach w stylu aha, mhm i zrozumiałem oddał
mi telefon i nastawił GPS'a. - Dla czego zadzwonili do mnie? Zapomniałeś
telefonu? - Nie, po prostu twój numer jest
bezpieczniejszy. - No dobrze. A więc gdzie jedziemy?- uśmiechnął
się lekko i popatrzył na mnie. - Do twojej ojczyzny. - Jesteśmy w Anglii . Co za problem? - Nie jesteś Angielką. -Co? Jak to nie? To gdzie zatem jedziemy? - Do polski, Aniu .
- Co to za
kardynał ? O co w tym wszystkim chodzi?
******
Popatrzyłam na niego jak na kosmitę.
Polska? Przecież to jest jakiś syf. Czemu nie Francja? Dlaczego nie Hiszpania?
Tylko jakaś parszywa Polska. Przecież tam nic nie ma.
- Nie, to
musi być jakiś żart.- zaśmiałam się nerwowo.- Przecież to nie możliwe.
- A jednak.
Ja też jestem polakiem. Urodziłem się we wspaniałym mieście.
- Czyli?
- W
Krakowie. No wiesz. Uniwersytet, Wawel, pełno starych, klimatycznych miejsc.
Można się w nim zakochać.
- No nie
wiem. Skoro już rozmawiamy to opowiedz mi o swojej rodzinie, rodzeństwie i o
sobie.
- Urodziłem
się 3 maja 97 roku. Szczególna data.- uśmiechnął się i spytał z przekąsem w
głosie.- wiesz co to za święto?
- Uchwalenie
konstytucji. – popatrzył na mnie jak dumny mistrz. Co jak co, ale z historii
mnie nie zagnie. Nie pozwolę.
-No brawo.
Jednak nie jesteś oporna na wszystko co polskie.
- No ale
opowiadaj dalej.
- Kiedy się
urodziłem trafiłem do rodziny zastępczej. Mamuśka lubiła mnie bić, a tatuś… O
tatusiu to wolę nie wspominać. Nie wiem po co mnie adoptowali, zrobili sobie ze
mnie przepychało. No, ale nie trwało to długo. Kiedy skończyłem 10 lat, w progu
domu stanęła moja biologiczna matka. Zabrała mnie od nich. Na początku byłem
zły na nią, że mnie porzuciła, ale
zrozumiałem, że nie miała innego wyjścia. Kiedy poznałem ojca, poczułem się
wspaniale. Od razu odnaleźliśmy wspólny język. W tym samym roku pojawiła się
Zoey, moja młodsza siostra, a 10 miesięcy później Michał, mój brat. Od tych
sześciu lat uczą mnie walki, orientacji w terenie, sztuki przetrwania i wielu innych przydatnych dla łowcy
umiejętności.
- Jakiego
łowcy? Jesteś jakimś łowcą?
- Ty też nim
będziesz. Oj, nie patrz tak na mnie. Jesteś Alfą, czy nie?
- Jaką Alfą?
O czym ty w ogóle do mnie mówisz? Wyjaśnij mi, bo już nic z tego nie rozumiem.
- O,
dojeżdżamy. Na miejscu dowiesz się wszystkiego.
Zjechaliśmy z autostrady. Jechaliśmy
w milczeniu, do czasu, aż naszym oczom ukazała się tablica z napisem Kraków.
Hejo wszystkim .
Tym razem pełny rozdział bo jest taki dziwny, że nie byłam w stanie go podzielić na dwa :(
Jeśli zauważycie jakieś orty to piszcie ;P bo padam z nóg i nie zwróciłabym uwagi na "jurz" hehe.
Łapcie fają nutę, która mnie już miesiąc prześladuje :D
___________________________________________
Rozdział II
Stanęłam na
równe nogi i oparłam się o ścianę. Nic nie widziałam przez lecące strumieniami
zły. Ktoś włożył mi do ręki chusteczkę higieniczną i chwycił za bark.
Przetarłam twarz i spojrzałam nieprzytomnym wzrokiem prosto przed siebie.
- Nic ci nie
jest? – spytał się owy chłopak , który powstrzymał mnie przed upadkiem. O Jezu,
to nie chłopak to bóg. Jego czarne oczy błądziły po moim ciele dokonując
oględzin, a krótkie kręcone włosy co chwila podnosiły się, kiedy marszczył
czoło. Musiałam wyglądać okropnie z
potarganymi włosami i spuchniętymi oczami.
- Halo !
Słyszysz mnie? Nic ci nie jest ?- zapytał ze strachem w glosie.
- Nie,
wszystko w porządku- odparłam , próbując zdobyć się na uśmiech. Musiało to komicznie wyglądać bo zaśmiał się cicho i
pokręcił głową.
- Muszę już
iść. Uważaj na siebie mała kaskaderko. – uśmiechnął się do mnie i odszedł
. Stałam jeszcze przez chwile w tym
samym miejscu i patrzyłam za znikającym półbogiem. Kiedy zniknął z pola
widzenia. Odwróciłam się i poszłam do pokoju. W tej właśnie chwili postanowiłam
uciec z bidula, porzucić swoje dotychczasowe życie i skończyć z kłamstwami.
Chciałam zacząć wszystko od początku.
Wzięłam długi prysznic, wysuszyłam włosy i
pomalowałam oczy. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej moją wielką torbę
treningową i zaczęłam wkładać do niej moje ubrania. Kiedy już skończyłam,
rzuciłam się na łóżko i wtuliłam głowę w poduszkę. Oddychałam głęboko aby nie
spanikować. Po dłuższej chwili , pożegnałam się w myślach ze wszystkimi osobami, z którymi spędziłam dotychczasowe życie.
Już więcej ich nie spotkam.
Z rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi
.
- Proszę. –
odpowiedziałam i wsunęłam torbę pod łóżko. Drzwi otworzyły się i do pokoju
weszła siostra Maria , a za nią mój nowy, nieziemsko przystojny znajomy .
Uśmiechnęłam się do niego , ale od razu spochmurniałam, bo odezwała się siostra
.
- Annie, to
jest Gabriel. – Gabriel , jak archanioł . Nie zdziwiłabym się gdyby nim był. W
końcu dzisiaj dowiaduje się tylu niemożliwych rzeczy, że takie wiadomości wcale
by mnie nie zdziwiły . – Jest taki jak ty i… taki jak ja.- Dodała i spuściła
głowę. Nie zdziwiłam się tym wcale. Zauważyłam go już wtedy, kiedy zawołała
mnie do swojego gabinetu.- Proszę cię, spakuj najpotrzebniejsze rzeczy i zejdź
na dół. Gabriel pojedzie z tobą do głównej świątyni. – I z mojej ucieczki nici.
W sumie to nic. Nie przeszkadzała mi perspektywa podróży w jego towarzystwie.-
Resztę rzeczy przywiezie ci kurier , kiedy
już wszystko ustalimy. To my już nie przeszkadzamy . Gabriel będzie
czekał w stołówce. A, i jeszcze jedno. – Podała mi pudełko wielkości mniej
więcej książki i uśmiechnęła się niepewnie , po czym otworzyła drzwi – Choć
Gabriel- i wyszła zamykając je za sobą.
Opadłam na
łóżko, waląc w nie pięściami. Wzięłam poduszkę i rzuciłam nią o podłogę. Po chwili szamotaniny
z samą sobą opadłam z sił i położyłam się spokojna i zrezygnowana. Leżałam w
bezruchu wpatrując się w sufit. W uszach
szumiał mi ryk przejeżdżających po drodze samochodów.
Wzięłam leżącą na nocnej szafce przesyłkę.
Rozpakowałam ją i znalazłam nowiutki smartfon z kolorową obudową , kartą sim i
doładowaniem wartym 200 dolarów. Nigdy nie widziałam tylu pieniędzy z bliska, a
co dopiero posiadać je w formie
doładowania do telefonu. Na tylniej obudowie telefonu znajdowała się mała
samoprzylepna. „ Myślę, że taki na razie ci wystarczy. Zapisałam na nim mój
numer telefonu. Mama”.
No super.
Prezent. Co ona sobie myśli? Że przekupi mnie telefonem? Jeśli chce mnie
przekonać chociażby do rozmowy, musi się bardziej postarać.
- Gotowa?-
do pokoju wszedł Gabriel.
- Tak. Ale
dasz mi jeszcze chwilkę?- spytałam i wysłałam mu najsłodszy uśmiech na jaki
byłam w stanie się teraz zdobyć.
- Mogę wziąć
twoją walizkę?
- Jasne.
-Będę czekał
przy samochodzie.- posłał mi ciepły uśmiech i zniknął za drzwiami .
Poprawiłam
fryzurę i poszłam do siostry Mai, aby się z nią pożegnać.
- Szczęść
Boże siostro. Ja….- nie zdążyłam nic więcej powiedzieć bo siostra przyciągnęła
mnie do siebie i uściskała.
- Będzie nam
tutaj ciebie brakować.- uśmiechnęła się smutno.- Napisz czasami list albo
przyjedz .
-
Oczywiście. Nigdy o was nie zapomnę. – zobaczyłam jak siostrze Marii zaczynają
płynąć łzy. Otarła je rękawem i podała mi kanapki.
- Pomyślałam, że zrobię wam coś na drogę.
- Dziękuje
siostro. Jest dla mnie siostra jak babcia.- teraz ja zaczęłam płakać.
Przytuliłam się ostatni raz, a siostra gładziła moje włosy i uspakajała mnie.
Po chwili do jadalni wpadł młody Robert i przytulił się do moich nóg. Ściskał z całych sił i cicho pochlipywał.
- Robercie,
nie płacz. Jeszcze się spotkamy. –
uśmiechnęłam się do niego i przytuliłam z całych sił. Czułam się przywiązana do
tego słodkiego sześciolatka. Kupowałam mu czekoladę , przytulałam kiedy myślał
o swoich rodzicach. Trudno mi będzie przyzwyczaić się do tego, że nie będzie go
w pobliżu.
Do jadalni
wszedł Gabriel. Kiedy zobaczył małego chłopca przytulającego się do mnie,
uśmiechnął się i przystanął w drzwiach. Po chwili ruszył z miejsca w naszą
stronę.
- No dobra,
musimy się zbierać. A dla ciebie mam coś specjalnego.- powiedział i wyciągnął
wielką tabliczkę czekolady i wręczył Robertowi. Ucieszony chłopiec puścił mnie
i stanął jak wryty wpatrując się ze zdziwieniem to na Gabriela, to na
czekoladę. W końcu skinął z wdzięcznością głową i zniknął gdzieś za drzwiami.
- No no,
widzę że masz rękę do dzieci.-
zauważyłam.
- Nie chcę
się chwalić , ale mam poniekąd doświadczenie. Dwoje młodszego rodzeństwa. No
wiesz … - właśnie, że nie wiem. Nie mam
rodzeństwa, ani jakiejkolwiek innej rodziny.
- To ja
poczekam przy samochodzie. Pożegnaj się i w drogę. – zmieszany wyszedł z
jadalni.
- To do
zobaczenia. – powiedziałam siostrze Mai.
- Do
zobaczenia moje dziecko. Będę się za ciebie modlić.
- Dziękuje,
to naprawdę wiele dla mnie znaczy. – tak naprawdę nie byłam pewna czy wierzę w
tego całego Boga. Nigdy w życiu się nie
modliłam. Naprawdę nigdy. Kiedy kazali nam to robić, nuciłam pod nosem jakieś
stare kawałki, zasłyszane w szkolnym autobusie.
Kiedy
wyszłam z całego kompleksu zauważyłam Gabriela palącego papierosa przy czarnym
sportowym samochodzie.
- A
myślałam, że jesteś doskonały. A tu proszę, taki paskudny nałóg.
- Ja
doskonały? Źle trafiłaś.- oparł się o samochód i wpatrywał się we mnie.- O
czymś zapomnieliśmy. A, już wiem. Gabriel jestem.- mówiąc to podał mi rękę i
uścisnął. Jego dłoń była ciepła i przyjazna w dotyku. Miała w sobie nieco
męskiej szorstkości, ale zarazem była wrażliwa jak u chłopca.
- Annie.-
odpowiedziałam.- Ale znajomi mówią na mnie Ann.
- Dobrze
Ann, wsiadajmy i w drogę, bo w takim tempie nie wyjedziemy stąd do jutra.
Ostatni raz popatrzyłam na
sierociniec i usiadłam w samochodzie. W tym właśnie momencie pożegnałam swoje
dotychczasowe życie i zaczęłam nową przygodę.
Jeszcze
nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Zwykle wyglądała jakby z łatwością
udźwignąć wszystkie trudy świata. Dzisiaj wydawało się, że upadła. Pobiegłam z
kołatającym w piersi sercem. Przed drzwiami gabinetu przystanęłam i wyrównałam
oddech. Po pięciu głębokich wdechach sięgnęłam za klamkę , otworzyłam drzwi i
odnalazłam twarz siostry. To , co w niej zobaczyłam… Nie widziałam czegoś takiego u nikogo.
Zmęczenie, zmieszanie, ból , troska i współczucie . Kiedy odnalazła mój wzrok,
uśmiechnęła się gorzko.
- Siądź moje
dziecko- powiedziała wstając z barokowego, monumentalnego krzesła- Muszę ci coś
wyjaśnić – podeszła do wielkiego przyciemnianego okna z widokiem na dziedziniec
i zamilkła, zostawiając mnie w ciszy, w której słyszałam własne myśli, emocje i
lęki....
Stała i
wpatrywała się w dal za oknem.Kiedy
odwróciła się tak, ze byłam w stanie dostrzec jej twarz zobaczyłam coś, co
pozbawiło mnie tchu. Nad prawym okiem, dokładnie w tym samym miejscu co u mnie,
znajdował się wielki i wyraźny znak. Nie był taki jak mój. Był o wiele
wyraźniejszy . W tym samym momencie odwróciła się przodem do mnie, ale nie
podnosiła głowy. Wyglądała jak dziecko w szkole, okazujące skruchę przed
nauczycielem. Nie zwracając uwagi na moje zdziwienie , podeszła do kominka.
Spojrzała na
zwęglone kawałki drewna, po czym sięgnęła po kopertę. Na kopercie widniała
pieczęć, która przypominała te słynne pieczęcie potwierdzające bulle
papieską czy dekret królewski .
Siostra
podeszła do mnie , założyła ręce na plecy i zgarbiła się, jak to mają w
zwyczaju starsi i chorzy ludzie. Popatrzyła na mnie skupionym wzrokiem.
- Muszę ci
to dać.- powiedziała i wręczyła mi ową kopertę, która z bliska zdawała się być
jeszcze piękniejszą niż wcześniej. Jednak pieczęć różniła się od wszystkich mi
znanych . Zamiast widocznego i dumnego herbu lub symbolu, widniała mała , ale
szczególnie majestatyczna litera a, którą dostrzegłam wówczas kiedy przyjęłam
przesyłkę do rąk.
- Ten list
został napisany przed piętnastoma laty. Napisała go...- powiedziała i zrobiła
pauzę – twoja matka.
Mówiła coś jeszcze, ale nie słyszałam nic więcej.
Napisała go twoja matka. To zdanie głucho obijało mi się w głowie. Patrzyłam
tępo w kopertę, w której znajduje się list napisany przez moją matkę. Z
niecierpliwością rozdarłam kopertę. A list brzmiał tak:
„ Droga
Annie.
Ubolewam nad tym, że nie miałyśmy nigdy okazji
się poznać. Proszę , nie wiń mnie , że cię porzuciłam . Nigdy bym tego nie
zrobiła, jeśli nie byłoby to konieczne.
Ale nie mogłam postąpić inaczej. Urodziłaś się w burzliwych czasach,
kiedy to kościół stwierdził , że wynalazł broń na stwory ciemności, a nas
próbował unicestwić. Pewnie
zastanawiałaś się, nad twoją blizną . Otóż to nie blizna, to symbol. Ale dość wyjaśnień. Jeśli to czytasz,
to zapewne w najbliższym czasie ukończysz szesnaście lat, co znaczy, że wkrótce
się spotkamy. Czekam na ciebie moja najdroższa córeczko. Już za niedługo będę
mogła cię przytulić, już za szesnaście lat...
Kocham Mama”
Patrzyłam
tępo w ścianę. Przez tyle lat myślałam , że jestem sama na świecie, że nie mam
nikogo bliskiego. Poczułam stróżkę łez na twarzy. Siostra Maria podeszła do
mnie, podała mi paczkę chusteczek, usiadła obok i objęła mnie. Zamknęłam oczy. Poczułam się oszukana. Rozpętała się we
mnie burza. Mam matkę. Mam matkę, może i ojca też. Wstałam szybko i popatrzyłam
z wyrzutem na siostrę.
- O
wszystkim zawsze wiedziałaś.- powiedziałam, a raczej krzyknęłam.- zawsze żyłaś
ze świadomością, że mam matkę, dlaczego nic nie powiedziałaś?
- Annie
poczekaj ! Usiądź ! Posłuchaj!
-Nie, nie
usiądę- zaczęłam chodzić tam i z powrotem.
- Chciałam,
chciałyśmy razem z twoją matką cię ….. – nie zdążyła dokończyć zdania, bo
wybiegłam z pokoju , zatrzasnęłam drzwi i pobiegłam w dół krętymi schodami. Nie panując nad własnym
ciałem upadłam na twarz. A właściwie prawie upadłam. W porę znalazł się przy
mnie jakiś chłopak. Ale jaki? O rany , to nie był dobry moment w moim życiu na
zawieranie nowych znajomości...
Obudziłam się z bólem w plecach. Nie było to dla mnie nowością i przyzwyczaiłam się do
niego. W końcu od piętnastu lat kładę się i wstaje z tego samego twardego łóżka. Wszystkie siostry, z którymi mam kontakt
twierdzą, że dzięki niemu mogę lepiej skupić się na modlitwie, ale jak dla
mnie, daje mi tylko pretekst aby ponarzekać na surowość tego miejsca i panujące
w nim spartańskie warunki. Zwlekłam się z posłania i podeszłam do kamiennej
umywalki wypełnionej czystą i okropnie zimną wodą. Przejrzałam się w spokojnej
tafli wody i ujrzałam swoje odbicie. Jak zwykle próbowałam ocenić czy jestem ładna i mam jakiekolwiek szanse
na znalezienie normalnego chłopaka. Nie oszukujmy się, moi dotychczasowi
partnerzy nie grzeszyli inteligencją. Zawsze kiedy o tym myślę i nabieram
przekonania, że jednak mam jakiekolwiek szansę, spostrzegam TO. A mianowicie
ogromną bliznę nad prawym okiem. Niegdyś malutka, wyglądająca jak drobny
punkcik , teraz wielka i nie do przegapienia, przypomina literę czy znak. Im
starsza jestem , tym wyraźniejszy kształt przybiera skaza. Siostra Maria każe
zakrywać mi ją w obawie, że stanę się obiektem drwin i napastowań moich
szkolnych pseudo kolegów. Moje gęste
kasztanowe i długie włosy idealne nadają się do kamuflowania blizny.
Obejrzałam się za siebie i ujrzałam dwa puste łóżka. Należały
do moich współlokatorek, dwóch młodszych o rok i oziębłych suk. Pewnie
siedziały w kaplicy na mszy razem ze wszystkimi
siostrami. Lizusy. Z całego sierocińca, w którym znajduje się
pięćdziesięcioro sześcioro dzieci, tylko
te dwie nie migają się od
nabożeństw. Bynajmniej nie
oznacza to, że są gorliwymi chrześcijanami .
Po porannej toalecie udałam się do kuchni po kanapki,
przygotowane przez siostrę Maję, starszą i dobrą kobietę, która jest w takim
wieku, że mogłaby być moją babcią.
Wymieniłam z nią kilka zdań, a ta posłała mi pokrzepiający uśmiech.
Zdawała się mówić, nie martw się wszystko będzie dobrze. Ale czym mam się
martwić? Jest wiosna, ptaki ćwierkają , wszystko budzi się do życia. Udałam się
do biblioteki, gdzie zazwyczaj przesiadywał szofer naszego szkolnego autobusu.
Przychodziłam zawsze pół godziny wcześniej, bo lubiłam rozmawiać z tym
przezabawnym i nieziemsko przystojnym czterdziestolatkiem.
Jednak tego dnia nie zastałam go . Zamiast niego czekała na
mnie siostra Anastasia, wysoka kobieta , o dźwięcznym i władczym głosie. Dzisiaj
jednak stała przygarbiona , a głos miała łamiący.
-Annie,
dzisiaj nie pojedziesz do szkoły. Masz na natychmiast iść do gabinetu siostry
Marii. Czeka na ciebie.
Annie to prawie szesnastoletnia dziewczyna, która mieszka w sierocińcu prowadzonym przez siostry zakonne. Jak na realia XXI wieku jest to miejsce, w którym zatrzymał się czas . Techniki używa się w przypadku, kiedy jest to naprawdę konieczne, a o telefonie i komputerze można przeczytać w gazetach .
Jednak jej beztroskie i beznadziejne życie ma się zmienić o 360 stopni. Czy wystarczy urodzić się alfą żeby nią być? Musi ona odkryć swoje powołanie i odłożyć na bok miłość. Już wkrótce pierwsza część mojej własnej historii, w której miłość łączy się z walką , niebezpieczeństwem i wieloma trudnymi wyborami.
Już niedługo pierwszy wpis z młodziutką alfą , spodziewajcie się go w najbliższym czasie.
KlauDie
" Oto rozległ się glos Smoka:
- Śmiertelny podtrzymuje niebo z bogami.
Co zatem robią tytani?
I usłyszał :
- My nie jesteśmy potrzebni. Nie zbuntują się tytani już nigdy. Ich świat się skończył .
Na jednym ramieniu trzyma on niebo.
- Tylko bogowie są potrzebni ? Kronidzi?
- Niepotrzebni są również bogowie. On i bogów zwycięża .
Nieprzykuty trzyma niebo,
ponieważ jest on- Mocą.
I ponuro wychrypiał Smok:
- Tak, teraz poznałem Heraklesa.."
. . . . . . . . . . . . . . . . . J. Gołosowker
To jest już mój drugi blog. Pierwszy był o za przeproszeniem DUPIE MARYNIE, ale ten będzie trochę inny. Postaram się dać na nim upust swojej wyobraźni i przedstawić burzę pomysłów w mojej głowie jako zrozumiałą całość :P
Podpisywać będę się książkoholikus pospolitus. ;P
A tak przy okazji , chodzę do 3 gimnazjum , dlatego jeśli będziecie potrzebowali jakieś pomocy, postaram się pomóc.