Rozdział I
Obudziłam się z bólem w plecach. Nie było to dla mnie nowością i przyzwyczaiłam się do
niego. W końcu od piętnastu lat kładę się i wstaje z tego samego twardego łóżka. Wszystkie siostry, z którymi mam kontakt
twierdzą, że dzięki niemu mogę lepiej skupić się na modlitwie, ale jak dla
mnie, daje mi tylko pretekst aby ponarzekać na surowość tego miejsca i panujące
w nim spartańskie warunki. Zwlekłam się z posłania i podeszłam do kamiennej
umywalki wypełnionej czystą i okropnie zimną wodą. Przejrzałam się w spokojnej
tafli wody i ujrzałam swoje odbicie. Jak zwykle próbowałam ocenić czy jestem ładna i mam jakiekolwiek szanse
na znalezienie normalnego chłopaka. Nie oszukujmy się, moi dotychczasowi
partnerzy nie grzeszyli inteligencją. Zawsze kiedy o tym myślę i nabieram
przekonania, że jednak mam jakiekolwiek szansę, spostrzegam TO. A mianowicie
ogromną bliznę nad prawym okiem. Niegdyś malutka, wyglądająca jak drobny
punkcik , teraz wielka i nie do przegapienia, przypomina literę czy znak. Im
starsza jestem , tym wyraźniejszy kształt przybiera skaza. Siostra Maria każe
zakrywać mi ją w obawie, że stanę się obiektem drwin i napastowań moich
szkolnych pseudo kolegów. Moje gęste
kasztanowe i długie włosy idealne nadają się do kamuflowania blizny.
Obejrzałam się za siebie i ujrzałam dwa puste łóżka. Należały
do moich współlokatorek, dwóch młodszych o rok i oziębłych suk. Pewnie
siedziały w kaplicy na mszy razem ze wszystkimi
siostrami. Lizusy. Z całego sierocińca, w którym znajduje się
pięćdziesięcioro sześcioro dzieci, tylko
te dwie nie migają się od
nabożeństw. Bynajmniej nie
oznacza to, że są gorliwymi chrześcijanami .
Po porannej toalecie udałam się do kuchni po kanapki,
przygotowane przez siostrę Maję, starszą i dobrą kobietę, która jest w takim
wieku, że mogłaby być moją babcią.
Wymieniłam z nią kilka zdań, a ta posłała mi pokrzepiający uśmiech.
Zdawała się mówić, nie martw się wszystko będzie dobrze. Ale czym mam się
martwić? Jest wiosna, ptaki ćwierkają , wszystko budzi się do życia. Udałam się
do biblioteki, gdzie zazwyczaj przesiadywał szofer naszego szkolnego autobusu.
Przychodziłam zawsze pół godziny wcześniej, bo lubiłam rozmawiać z tym
przezabawnym i nieziemsko przystojnym czterdziestolatkiem.
Jednak tego dnia nie zastałam go . Zamiast niego czekała na
mnie siostra Anastasia, wysoka kobieta , o dźwięcznym i władczym głosie. Dzisiaj
jednak stała przygarbiona , a głos miała łamiący.
-Annie,
dzisiaj nie pojedziesz do szkoły. Masz na natychmiast iść do gabinetu siostry
Marii. Czeka na ciebie.
-
Ddd….dobrze siostro . – wydusiłam z
trudem……
6 komentarzy:
Aaaaaa ! jak mogłaś urwać w takiej chwili !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
,,- Ddd….dobrze siostro . – wydusiłam z trudem……'' - za dużo kropek.
Hm. Praca jest nawet dobra. Jednak musisz jeszcze popracować, czekam na następne teksty :3
DAŁNIE SPACJA PRZED PSZECINKIEM ? JAK MOSZERZ ?
No ja nie fiem
z Zabrza jestem, a Ty? :)
Faajne
Prześlij komentarz